Jakiś czas temu zostałam poproszona o upieczenie tortu. Jakkolwiek moje chęci były szczere a i pomysł niczego sobie, to wszytko tego dnia sprzysięgło się przeciw mnie. Często mam tak, że im bardziej się staram i chcę, żeby wyszło dobrze, to wtedy coś zepsuję. Tort miał być makowy, przełożony masą mascaropne i dżemem z czarnej porzeczki. I był. W smaku też był całkiem całkiem, ale to co przeżyłam przy jego robieniu to koszmar. W połowie pieczenia makowych blatów, psuje się piekarnik i piecze tylko z jednej strony. Jakby tego było mało, kremówka się nie ubija a w czasie jej ratowania na strychu pęka rura i woda zalewa mi kuchnię przez sufit. A żeby było śmiesznie to krem do dekoracji topi się w trakcie wykańczania tortu i spływa. Istna masakra. Ale jakoś udało się go doprowadzić do stanu użytkowego. Podaję więc przepis i mam nadzieję, że nie jest objęty jakaś klątwą i nikomu przy nim kuchni nie zaleje:)
Składniki: ( tort był piętrowy, przepis podaję w ilości na jedno piętro)
na makowe blaty:
- 6 jajek
- 250 g maku mielonego
- 200 g cukru
- 2 łyżki miodu
- 3 łyżki bułki tartej
na krem:
- 250 g serka mascarpone
- 100 ml kremówki
- 100 g cukru pudru
- dżem z czarnej porzeczki
Gdyby wszystkie moje porażki tak wyglądały, to byłabym w niebo wzięta:) Świetna ta Twoja "porażka":) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńja już za porażki dziękuję:) pozdrawiam!
UsuńJa tez tak mam, jak robię komuś ciasto to mam z nim urwanie głowy:)
OdpowiedzUsuńdlaczego zawsze tak jest?:(
Usuńwygląda świetnie. zdarzaj się gorsze porażki.
OdpowiedzUsuńHaha ja Ci powiem, że dokładnie tak samo wczoraj miałam z kuzynką :) Pojechałam wczoraj do kuzynki, bo jej synek ma dziś 4 urodzinki. Upiekłyśmy biszkopt, wycięłyśmy na kształt Zygzaka Mc Quina, zrobiłyśmy lukier plastyczny i ..... klapa. Od tamtej pory już nic nie wychodziło. Najpierw lukier zamiast na czerwony, zabarwił się na różowy :/ Później lukier zaczął się sypać i na nic było dodawanie glukozy czy nawet oleju .... W końcu po 8,5 godzinach rzuciłyśmy wszystko i poszłyśmy spać o 1.30 w nocy :)rano obudziły nas dzieci, zrobiłyśmy krem budyniowy, który też wyszedł różowy (skończył Nam się barwnik i nic nie mogłyśmy zrobić :/ a kombinowałyśmy "jak koń pod górkę"), i przy nim też siedziałyśmy od około 9 do 13 więc tort jaki był, taki był, ale najważniejsze, że dzieci zadowolone :D Dziękowałyśmy Bogu na koniec "pracy", bo dzieci nie zauważyły zbyt wielkiej różnicy w kolorze. Tylko ..... nie zrobiłyśmy rury wydechowej i tutaj było trochę krzyku haha W każdym razie Twój tort wygląda bardzo ładnie, a skoro smakuje dobrze i świetnie wygląda, to nic tylko się cieszyć! :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńGosijka, wybacz, uśmiałam się, choć wiem, że to nie śmieszne. Moje lepienie z masy cukrowej trwa zawsze godzinami i nigdy nie jestem całkiem zadowolona! pozdrawiam
UsuńIm bardziej się staram, tym gorzej mi idzie a efekt jest, jaki jest... Twierdzę, że to klątwa rodzinna, bo moja Mama też to ma ;) Biszkopcik ot tak do pojedzenia wychodzi idealny, do ważnego tortu - krzywy. Normalka ;)
OdpowiedzUsuńTwoja "porażka" wygląda wspaniale, goście z pewnością byli zachwyceni :)