Tradycji stało się za dość i upiekłam pączki pierwszy raz w tym karnawale. Długo szukałam jakiegoś nowego ciekawego przepisu i na jednej z grup kulinarnych znalazłam ten przepis Macieja Kuronia. Zaintrygował mnie dodatek śmietanki kremówki i jeszcze tego samego dnia musiałam go wypróbować. Ze wszystkich dotychczas wypróbowanych te wyszły mi najlepiej, ładnie się usmażyły na złoto i nawet wyszła im oponka. A nadziałam je moim ostatnio ulubionym powidłem- śliwką prażoną z czekoladą od firmy Stovit. Na wierzch klasycznie lukier i kandyzowana skórka, bo tak lubimy najbardziej. Przy domowych pączkach kalorie się nie liczą!
Składniki na 30 sztuk:
na ciasto:
- 4 szklanki mąki pszennej tortowej
- 75 g drożdży
- 2 łyżki cukru
- 7 żółtek
- 150 g masła
- 125 ml letniego mleka
- kieliszek spirytusu
- szklanka śmietanki kremówki płynnej
dodatkowo:
- 2 słoiczki śliwki prażonej z czekoladą o smaku orzechowym Stovit
- szklanka cukru pudru
- kilka łyżek wrzątku
- 150 g skórki kandyzowanej z pomarańczy
- 2 litry oleju do smażenia (może być pół na pół ze smalcem)
Masło rozpuścić w rondelku i wystudzić. Śmietankę podgrzewać prawie do wrzenia ale nie zagotować, wystudzić. Mąkę przesiać do miski, wkruszyć drożdże, wsypać łyżkę cukru i zalać ciepłym mlekiem. Odstawić na 10 minut aż drożdże ruszą.
W tym czasie żółtka utrzeć z drugą łyżką cukru na puszystą białą masę. Do miski z rozczynem drożdżowym dodać masę z żółtek, śmietankę i spirytus. Zacząć wyrabiać (najlepiej robotem z hakiem) i po chwili dolewać masło. Wyrabiać ciasto aż będzie gładkie i będzie odklejać się od ścianek miski. Przykryć ściereczką i odstawić na godzinę w ciepłe miejsce. Po godzinie wyrośnięte ciasto wymieszać, żeby wypuścić powietrze (ma opaść), ponownie przykryć i zostawić jeszcze na 30-45 minut do ponownego wyrośnięcia.
Wyrośnięte ciasto rozwałkować na oprószonym mąką blacie na grubość około 2,5 cm i szklanką wycinać koła. Przykryć je ściereczką i odczekać jeszcze pół godziny.
W dużym szerokim rondlu o grubym dnie (ja użyłam woka) rozgrzać tłuszcz do temperatury 175*C. Najpierw wrzucić kawałek ciasta żeby sprawdzić czy olej jest dość gorący- jeśli będzie się od razu smażyć i pienić to można wrzucać pączki. Smażyć po około 5 minut z każdej strony, obracając patyczkiem do szasżłyków. Wyjmować na talerz wyścielony ręcznikiem papierowym, który wchłonie nadmiar tłuszczu.
Powidła przełożyć do szprycy z końcówką do nadziewania i nafaszerować pączki. Cukier puder wymieszać z wrzątkiem i posmarować jeszcze ciepłe pączki. Wierzch posypać skórką kandyzowaną.
Uwaga: pączki można upiec też z nadzieniem. Wtedy ciasto należy rozwałkować cieniej, na połowie kółek ułożyć powidła i przykryć drugą połową ciasta. Trzeba je porządnie skleić, żeby nie rozeszły się podczas smażenia. Pączki nadziewane smażą się dłużej, trzeba idealnie to wyczuć, żeby nie były w środku surowe.
będą idealne na czwartek.
OdpowiedzUsuńPrezentują się wyśmienicie :)
OdpowiedzUsuńIdealne na tłusty czwartek :)
OdpowiedzUsuńCzy Wam też takie strasznie tłuste ciasto wyszło ?
OdpowiedzUsuń